WIADOMOŚCI BIEGÓWKOWE
GAZETA NIECODZIENNA
Wszyskie wiadomości są prawdziwe aczkolwiek zostały zmyślone.
Polki i Polacy wstają z kolan i idą na biegówki.
Znakomitą ilustrację tego trendu jest historia pana Jakuba W. (lat 52) z Warszawy. Klęczał przez osiem poprzednich lat a potem jeszcze przez dwa następne.
Było to tak, dziesięć lat temu pan Jakub wrócił z pracy do domu i przykląkł w przedpokoju swojego mieszkania aby zdjąć buty. Coś mu „strzeliło” w krzyżu tak, że nie mógł się podnieść z bólu. a więc klęczał. W tej pozycji trwał kilka godzin, aż do powrotu jego małżonki Joanny.
Widząc poważny problem, pani Joanna zaproponowała aby Jakub złapał się za odkurzacz, sprzątnął mieszkanie to na pewno ból mu przejdzie. Niestety – jak można się było domyślić to tylko spotęgowało ból. Pan Jakub postanowił skorzystać z pomocy lekarza. Niestety okazało się, że wizyta lekarska u specjalisty od „strzeliło w krzyżu” ze względu ja kolejkę możliwa jest za 8 lat. Pan Jakub błagał miłą panią z rejestracji NFZ o pomoc w tak trudnej sytuacji. Argumentował, że składki ZUS płaci regularnie i to nie mało, nigdy nie choruje więc nie stwarza państwu niepotrzebnych kłopotów itd. Przemiła rejestratorka NFZ z całego serca starała się pomóc. Zaproponowała więc cierpiącemu panu Jakubowi, że ma wolne miejsce do okulisty i to już za dwa lata. Nasz obolały bohater zaczął poważnie rozważać wizytę u okulisty. W tej egzystencjalnej zadumie spojrzał na czyhający na niego odkurzacz, im dłużej mu się przyglądał tym wyraźniej go widział. Utwierdziło go to w przekonaniu, że wizyta u okulisty jest bezzasadna. Klęczał więc dalej i już powoli zaczynał czuć się nieco lepiej, był już prawie gotów wstać z kolan, ale nagle na ekranie telewizora zobaczył kobietę przypiętą do broszki parodiującą Jamesa Bonda. Niestety okazało się, że nie był to program rozrywkowy – ona tak śmiertelnie poważnie. Pana Jakuba strzeliło ponownie padł na kolana i klęczał dalej. Z tej pozycji wyrwał go dopiero komunikat o grubości pokrywy śnieżnej 40 cm w Narewce.
Pan Jakub podniósł się z kolan i ruszył na biegówki.
Białowieża - córka leśniczego uratowała narciarza biegowego.
Wojciech B. (lat 34) postanowił poznać uroki Białowieży w zimie na biegówkach. Zapowiadał się mroźny dzień, więc ubrał się futro i futrzaną czapę, pamiątkę po dziadku sybiraku. Z leśniego parkingu ruszył w głąb puszczy, początkowo szedł parę kilometrów wzdłuż zwałów ściętego drzewa, mróz głośno skrzypiał pod nartami, śnieg skrzył się w promieniach słońca. Zapowiadał się miły dzień, jednak powiało grozą gdy dostrzegł tablicę „Uwaga niebezpieczeństwo. Strefa zagrożona kornikiem”. Bardzo go to zaniepokoiło, zastanawiał się jak się bronić gdy zaatakuje go kornik. Ma przy sobie tylko niewielki scyzoryk – jakie ma szanse w starciu z groźnym kornikiem, pewnie żadne, zima sroga kornik może być bardzo żarłoczny. Jeżeli zaatakuje tylko jeden, to ucieknie na biegówkach, ale gdyby próbowało go osaczyć całe stado wygłodniałych korników – nie ma szans. Wtem zobaczył grupę myśliwych – pomyślał sobie, że miał szczęście będzie uratowany. Jakże jednak mylił się. Myśliwi złożyli się do strzału w jego kierunku. Nie strzelać, krzyknął ze wszystkich sił. Nic nie pomogło – futro, futrzana czapa i znaczne rozmiary korpusu sprawiły, że myśliwi uznali go za żubra, a jako żubr powinien być niezwłocznie odstrzelony i już. Darł się więc, że nie jest żubrem, a nawet gdyby nim był to żubr podlega ochronie. Myśliwi jednak wiedzieli swoje i mieli odpowiednie zarządzenie z Ministerstwa Zagłady Środowiska i byli nieugięci. Wojciech próbowałć zmylić czujność myśliwych. przekonując ich przekonać, że jest łosiem. Jestem łosiem, jestem łosiem – krzyczał głośno – niestety nie wiedział, że łosie mają jeszcze bardziej przechlapane. Tuzin strzelb myśliwskich groźnie mierzył w jego kierunku. Nagle pojawiła się nadzieja, usłyszał ryk potężnego motoru i zza drzew wyłoniło się stalowe mechaniczne monstrum. Chciał ukryć się za kolosem przed groźnym wzrokiem myśliwych, ale nic z tego. Załoga harwestera uznała go za świerk zarażony kornikiem i zamierzali co szybciej zerżnąć go. Sytuacja stawała się beznadziejna, już Wojciech żegnał się z tym ziemskim padołem, gdy nagle pojawiła się córka leśniczego wracająca z Biedronki. I tu dochodzimy do szczęśliwego finału tej historii. Piękna dziewczyna od pierwszego wejrzenia zakochała się w narciarzu biegowym, zabrała go do swej leśnej chatki, starannie ułagodziła jego nerwy i do dziś żyją tam szczęśliwie. Jaki morał wynika z tej opowieści – ano taki, że nie każdy ma szansę spotkać w środku lasu kochliwą córkę leśniczego, lepiej jest więc ubrać odpowiednią odzież na narty biegowe.
Kolega zaproponował, że pokaże jej bezkrok.
Pani Aneta (lat 29) z Olkusza wyjechała na zimowy wyjazd integracyjny na Mazury. Już pierwszego dnia zaraz po śniadaniu uczestnicy wyruszyli na biegówki. Dla wielu z nich, w tym także dla pani Anety, był to pierwszy kontakt z tym pięknym sportem. Uczestnicy poruszali się, każdy tak jak potrafił piękną leśną drogą wśród malowniczo ośnieżonych świerków. Było to naprawdę wspaniale choć, jak przyznaje pani Aneta, nie od razu się wszytko udawało. W pewnej chwili śnieg okazał się zbyt śliski lub narty, może za szybkie, tak czy inaczej Aneta przewróciła się, a obie nogi nieco się splątały. Wtedy podszedł do niej kolega, pomógł się podnieść, uśmiechnął się mile i zaproponował, że wieczorem pokaże jej bezkrok. Panią Anetę ta propozycja mocno zdziwiła. Skontaktował się z naszą redakcją z prośbą o radę, jak zachować się w takiej sytuacji. Pisze do nas: „kolega jest bardzo miły, uprzejmy, czarujący, jednak znamy się dopiero od wczoraj i nie wiem czy powinnam się zgodzić na „oglądanie bezkroku”. Nasza redakcja zwróciła się o fachową poradę do Łukasza - instruktora narciarstwa biegowego Towarzystwa Narciarskiego Biegówki.
Jak wyjaśnia instruktor – nie ma żadnych powodów do niepokoju. Bezkrok - potocznie nazywany pchaniem, to teoretycznie najprostszy ze sposobów poruszania się na biegówkach. Stosowany na trasach lekko opadających lub wznoszących się, a także na równinach. Opanowanie tej umiejętności jest ważnym elementem szkolenia w narciarstwie biegowym. Krok klasyczny, jednokrok, dwukrok i jodełka to inne elementy techniki w narciarstwie biegowym. Odwagi pani Aneto – kończy swą poradę instruktor.
Czarny piątek - czyli jak zaoszczędzić na biegówki
Nadszedł długo oczekiwany Czarny Piątek, Katarzyna i Darek którzy od dawna zbierali na biegówki opowiadają jak zaoszczędzili wiele pieniędzy. Skuszeni reklamami udali się do marketu elektronicznego który codziennie oferuje niskie ceny, a więc w Czarny Piątek to będzie, że ho ho!
Przebili się przez gęsty tłum klientów dotarli do półek pełnych towarów i rozpoczęli oszczędne zakupu. Na początek uwagę Kasi zwróciła wielofunkcyjna tarka do buraków z wbudowaną elektroniczną wagą startych buraków i cyfrowym przelicznikiem kalorii. Nie mogli zrezygnować z obieraczki bananów z termowizyjnym wykrywaczem jadu węża który coraz częściej można znaleźć w bananach. Dla równowagi zakupili też obieraczkę do ziemniaków z wbudowaną funkcją mierzenia zawartości skrobi, oraz modułem prognozowania pogody. Darek nie mógł oprzeć się wkrętarce elektrycznej z funkcją mierzenia głębokości otworu oraz aktywnym układem chłodzenia wiertła (ASDC – Acitve System Drill Cooling). Kasia delikatnie mu wypominała, że gdy miał w domu powiesić obraz który dostał na czterdzieste urodziny, kupił już dwie wkrętarki, ale obrazu nie zawiesił. Jednak 50 % obniżki zdecydowanie przemawiało za zakupem.
W wózku szybko przybywało a promocje czarnego piątku kusiły dalej. Lokówka z funkcją pomiaru elektroakustycznej przewodności włosów, smarfton z aplikacją rąbania drewna do komika (Darek przecież my nie mamy kominka), nie mogły nadal pozostać bezpańskie. A im dalej w las tym więcej drzew – ekspres do kawy z wbudowanym automatycznym odtwarzaczem audiobooków – (Kasia rozmarzyła się - kawa się parzy a my w słuchamy poezji Rainera Rilke). Dalej było też ciekawie – golarka elektryczna z solarną ładowarką i wbudowaną pamięcią USB działającą na podczerwień. Kombajn do suszenia i czyszczenia butów z funkcją odświeżania zapachu. Komplet noży kuchennych z logo MasterChef (O kurczę Darek 32 noże mistrza kuchni. Kasia przecież my nic nie gotujemy bo wszystko mamy w słoikach od rodziców). Nie mógł pozostać ostatni na półce samobieżny cleaner dywanów z , oraz kuchenka mikrofalowa z wszechstronną ramką cyfrową wyposażoną w ekran TFT LED która podczas podgrzewania wyświetla fotografie i odtwarza muzykę (Kasia - super w czasie gdy podgrzewam będę oglądała foty z wakacji). Po dramatycznej wymianie zdań w koszyku wylądował jeszcze dron który pozwala nadzorować dzieci w czasie powrotu ze szkoły.
Gdy półki były już zupełnie puste, Kasia i Darek czekali blisko dwie godziny w kolejce do kasy. Z otrzymanego paragonu odczytali, że wydali 9680 zł ale zaoszczędzili 6248. To fajnie powiedział Darek – starczy na porządne biegówki.